Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 10:21
Przeczytaj!
Reklama

COŚ, CO NIE ZNIKNIE (wywiad z Emilem Kopańskim)

Emila Kopańskiego wieloletnim czytelnikom Tygodnika OKO przedstawiać nie trzeba, jako że współpracował z nami przez wiele lat, co zresztą incydentalnie zdarza mu się do dziś. Nie trzeba go także przedstawiać kozienickim fanom piłki kopanej, jako że swego czasu wydeptał chyba wszystkie możliwe ścieżki po terenie i wokół kozienickiego stadionu, zarówno jako fan, jak i relacjonujący sportowe emocje dziennikarz. Ścieżki te zaprowadziły go w końcu do stolicy, współpracy z portalem „Łączy nas piłka” i pracy w PZPN, a wreszcie do roli rzecznika młodej kadry. W naszej dzisiejszej rozmowie Emil występuje w jeszcze innym charakterze: jako współautor autor właśnie wchodzącej na rynek książki poświęconej... to oczywiste: piłce nożnej! Zapraszamy do lektury.
COŚ, CO NIE ZNIKNIE (wywiad z Emilem Kopańskim)

 

Emila Kopańskiego wieloletnim czytelnikom Tygodnika OKO przedstawiać nie trzeba, jako że współpracował z nami przez wiele lat, co zresztą incydentalnie zdarza mu się do dziś. Nie trzeba go także przedstawiać kozienickim fanom piłki kopanej, jako że swego czasu wydeptał chyba wszystkie możliwe ścieżki po terenie i wokół kozienickiego stadionu, zarówno jako fan, jak i relacjonujący sportowe emocje dziennikarz. Ścieżki te zaprowadziły go w końcu do stolicy, współpracy z portalem „Łączy nas piłka” i pracy w PZPN, a wreszcie do roli rzecznika młodej kadry. W naszej dzisiejszej rozmowie Emil występuje w jeszcze innym charakterze: jako współautor autor właśnie wchodzącej na rynek książki poświęconej... to oczywiste: piłce nożnej! Zapraszamy do lektury.

 

 

Tygodnik OKO: Znamy się tak jakby nie od dziś, widziałem więc Twoje półki zastawione od brzegu do brzegi książkami poświęconymi piłce. Jak się czujesz z myślą, za chwilę będziesz szukać tam miejsca na tom z własnym nazwiskiem na okładce?

 

Emil Kopański: Przede wszystkim – z racji naszej wieloletniej znajomości – pragnąłbym zaapelować o to, byś zabrał z półek książki należące do Ciebie, abym miał miejsce na kolejne o tematyce piłkarskiej. A mówiąc bardziej poważnie, z pewnością jest to olbrzymia satysfakcja i – co by nie mówić – wiąże się ze swego rodzaju ekscytacją. To jednak coś, co nie zniknie, bo ktoś nie opłaci serwera strony internetowej i wszystkie materiały z niej umkną. Miałem już okazję pracować w wydawnictwach drukowanych, takich jak Tygodnik „OKO” czy Tygodnik „Piłka Nożna”, więc coś już pozostanie, jednak książka jest czymś absolutnie wyjątkowym. Zresztą, mam słabość do papieru. Nie potrafię czytać dłuższych form na komputerze czy nawet czytnikach e-bookowych. Dla mnie słowo pisane powinno mieć zapach papieru i druku, więc „własna” książka jest na pewno czymś wyjątkowym.

 

Pomysł na książkę wydaje się bardzo ciekawy i nawet w zalewie okołopiłkarskich publikacji dość oryginalny. Mógłbyś przybliżyć czytelnikom OKA jej koncepcję?

 

To coś, czego jeszcze na rynku wydawnictw piłkarskich w Polsce nie było. Zaczęło się od cyklu na stronę internetową PZPN Łączy Nas Piłka, a po pewnym czasie przekuło się w pomysł na książkę. Cała koncepcja opiera się na wspomnieniach stu najwybitniejszych reprezentantów Polski w piłce nożnej, którzy zakończyli już swoją boiskową karierę, choć i od tej reguły znajdą się wyjątki. Jeszcze nikt nie zgromadził tak wielu świetnych piłkarzy polskiej kadry w jednym miejscu. W gronie naszych rozmówców znaleźli się przedstawiciele wielu pokoleń. Najstarszy z naszych rozmówców, Stanisław Oślizło, w chwili wydania ma 84 lata. Na drugim biegunie znalazł się o pół wieku młodszy Michał Pazdan. Każdy z naszych rozmówców wybierał jeden mecz rozegrany w koszulce z orłem na piersi, po czym opowiadał o jego kulisach. Nikomu nie narzucaliśmy konkretnego spotkania, była to całkowicie suwerenna decyzja piłkarza. My pragnęliśmy po prostu wysłuchać opowieści o wydarzeniach, które niegdyś elektryzowały całą sportową Polskę, a następnie przelać ją na papier. Stąd też forma, na jaką się zdecydowaliśmy. Każda opowieść przedstawiona jest w pierwszej osobie, nie ma tam pytań, które zadawaliśmy. To nie my jesteśmy bohaterami tej książki, a wybitni zawodnicy, którzy napisali piękną historię polskiego futbolu.

 

Jesteś jednym z dwóch twórców tej książki. Kim jest współautor?

 

Współautorem wydania jest Jacek Janczewski, mój przyjaciel, z którym na co dzień pracuję w Polskim Związku Piłki Nożnej. Zresztą, to właśnie Jacek był pomysłodawcą cyklu „Moje najważniejsze 90 minut”. Od pewnego momentu zacząłem go w tym wspierać. Przy okazji innych wywiadów, które przeprowadzałem, dodawałem kilka pytań odnośnie najważniejszego meczu, po czym nagranie przekazywałem Jackowi. W końcu nasza współpraca zaczęła być oczywistą – już nawet nie musiał prosić mnie o zadanie tych pytań. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że warto byłoby zebrać wspomnienia w całość i wydać w formie książkowej. Dzięki współpracy na linii PZPN – wydawnictwo SQN udało się zamysł zrealizować i dziś, w efekcie pięcioletniej pracy, możemy cieszyć się z tej książki. Miała zostać wydana już w 2020 roku, jednak ze względu na pandemię i przesunięcie mistrzostw Europy o rok, wszystko zostało przełożone. Dzięki temu mogliśmy „dobić” do magicznej liczby stu nazwisk.

 

Jak wyglądał podział ról podczas tworzenia?

Każdy zajmował się tym samym, choć pewien podział oczywiście zachodził. Przede wszystkim Jacek wziął na siebie jedną bardzo uciążliwą rzecz – prowadzenie auta, gdyż ja nie posiadam prawa jazdy. Ale i w tym go wspierałem, będąc nawigatorem, i dziś możemy razem jeździć w ciemno. Jesteśmy już trochę jak Krzysztof Hołowczyc i Maciej Wisławski z najlepszych lat… Poza tym ja lepiej orientowałem się w historii polskiego futbolu, latach 70. i 80., natomiast domeną Jacka były czasy „nowożytne”, w których jest niemal encyklopedią. Ja wziąłem zatem na siebie starsze pokolenie, Jacek młodsze, i w ten sposób się idealnie dopełnialiśmy.

Co było dla Was najtrudniejsze, a może najzabawniejsze, najbardziej wzruszające…?

Najtrudniejsze były chyba podróże. Zjeździliśmy kraj wzdłuż i wszerz, przez tydzień byliśmy także w Niemczech. Trudne było także dopasowanie terminów z rozmówcami. Gdy już jechaliśmy na drugi koniec Polski, chcieliśmy wykorzystać czas do maksimum. Bywało, że jednego dnia rozmawialiśmy z pięcioma osobami, więc od rana do późnego wieczora pracowaliśmy na pełnych obrotach. Czasami trudno było też się skontaktować z niektórymi zawodnikami. Bywało, że mimo ustalonego terminu rozmowy nie odbierali telefonu bez żadnego wyjaśnienia. Koncepcja książki też niektórym sprawiała kłopot, bo dla wielu najważniejszym spotkaniem było któreś rozegrane w barwach klubowych, a my skupialiśmy się wyłącznie na kadrze narodowej. W końcu jednak wszystko przebiegło po naszej myśli.

W planie jest spotkanie autorskie w Kozienicach. Wiadomo już, kiedy się odbędzie i jak będzie wyglądało?

Powoli dogrywamy szczegóły. Wydawnictwo bez większych problemów zgodziło się na takie spotkanie, za co jesteśmy wdzięczni. Prawdopodobnie okazja do spotkania i pogawędki na temat futbolu nadarzy się na początku czerwca. Mocno lobbuje za tym redaktor Edmund Kordas, więc musi się udać. Wszyscy znamy doskonale jego skuteczność.

Przez kilka długich lat współpracowałeś z OKIEM, szczebel po szczeblu trafiałeś do coraz poważniejszych redakcji. Teraz pracujesz dla serwisu Łączy Nas Piłka i jesteś rzecznikiem prasowym reprezentacji Polski do lat 21. Emilu, jak to się robi? Pasję ma wielu, niewielu jednak przekuwa ją w czyn i drogę zawodową…

Chyba po prostu trzeba robić to, co się lubi, a reszta przychodzi sama. Ja swojego zajęcia nie traktuję jak typową pracę. Po prostu cieszę się z tego, ze moja pasja pozwala mi żyć. To największa frajda, gdy nie trzeba po prostu iść do pracy i odsiedzieć w niej osiem godzin. Czasami wyjeżdżamy na kilka tygodni, więc godzin spędzonych przy obowiązkach zawodowych może być w sumie nawet więcej niż na etacie, ale radość związana z funkcjonowaniem przy piłce nożnej wynagradza wszelkie niedogodności. Jedynie moja dziewczyna jest niezadowolona z tak częstych wyjazdów, ale zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Gosia, dzięki za wyrozumiałość.

 

 

 

20 LAT TYGODNIKA OKO

Skoro już wspomnieliśmy o OKU - nie możemy, zwłaszcza zbliżając się do 20-lecia naszego istnienia, nie zapytać Cię o wspomnienia na temat Twojej współpracy z naszym czasopismem, którego byłeś bardzo ważną częścią. Do numeru 7/2021 podrzuciłeś nam dwa zdania na ten temat – teraz nie odpuścimy, nim nie usłyszymy jakiejś obszerniejszej refleksji czy chociaż anegdoty… Jak wspominasz współpracę z OKIEM, jak wpłynęła ona na Twoja drogę życiową?

Wpłynęła na pewno bardzo mocno. Często podkreślam, że bardzo duża w tym zasługa pani Renaty Mirskiej, która na lekcji języka polskiego zaordynowała przeprowadzenie wywiadu. Zdecydowałem się na rozmowę z Grzegorzem Seremakiem, legendą kozienickiego futbolu. Sporo pomógł mi przy tym mój serdeczny kolega Maciek Brzeziński, który przy kilkustopniowym mrozie notował odpowiedzi Grześka w zeszycie. Wyszła z tego całkiem przyjemna rozmowa, którą zaniosłem do OKA. Ania Tadra, ówczesna naczelna, postanowiła go opublikować. I tak to się zaczęło… Można powiedzieć, że trwa do dziś, bo nadal zdarza mi się skreślić kilka słów dla tego szacownego periodyku. Na pewno była to świetna szkoła wszechstronności. Trzeba było napisać tekst, zorganizować zdjęcia, przypilnować jego składu, potem pojechać z redaktorem do drukarni, a na koniec roznieść po kioskach. W czasach, gdy OKO było płatne, dochodziła do tego wszelka buchalteria. To na pewno się przydaje do dziś. To właśnie w OKU zaraziłem się pasją dziennikarską, i choć były to dość „dzikie” czasy, dzięki nim mogę dziś cieszyć się tym, co robię. To idealna kuźnia do dalszej pracy w mediach.

 

 

Rozmawiał AlKo


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: EmerytkaTreść komentarza: Radni Pionek słusznie obniżyli burmistrzowi Kowalczykowi wynagrodzenie ponieważ niszczyl miasto i dalej to robi. Wystarczy przejechać się po mieście i zobaczyc- dziurawe ulice, miasto brudne, alejka przy ul.JPII w parku trzy lata i beznadziejna i na Błoniach dwa lata i już dziury, wydawał pieniądze podatników na rzeczy zbędne a ważne sprawy ominął, nadzatrudnienie w urzędzie miasta, umarzał podatki koleżkom a od mieszkancow chciał jak najwiekszych podwyżek. Po prostu zniszczył nas mieszkańców i już dawno należało mu obniżyć wynagrodzenie a nie dopiero teraz. Gdyby miał odrobinę honoru to sam powinien odejść. Ale takie osoby nie mają go za grosz tylko dalej są pasożytami. BRAWO RADNI!!!!!!Data dodania komentarza: 09.02.2024, 01:43Źródło komentarza: OKO 3/509Autor komentarza: E leTreść komentarza: Bedzie mi milo wrocic do tego miejsca. Fajna atmosfera i sympatyczni ludzie. Vi aspettiamo domani alle 18. Non mancate! Up the Golden HandData dodania komentarza: 10.11.2023, 11:27Źródło komentarza: GOLDEN HAND: CHCIAŁEM, ŻEBY BYŁY REFRENYAutor komentarza: WojtekTreść komentarza: Przeczytałem, Bardzo ciekawa polecam. Ewelino GratulacjeData dodania komentarza: 09.11.2023, 20:41Źródło komentarza: „To są również moje rodzinne strony” – wywiad z Eweliną MatuszkiewiczAutor komentarza: MfooyarekTreść komentarza: Cudów nie ma. Zaklinanie rzeczywistości niczego nie daje - otóż się nie udaje.Data dodania komentarza: 13.09.2023, 14:50Źródło komentarza: SP ZZOZ KOZIENICE: JAKIM CUDEM TO SIĘ UDAJE?Autor komentarza: słuchaczTreść komentarza: słuchałem, szkoda ze nie ma radiaData dodania komentarza: 25.08.2023, 20:48Źródło komentarza: Jedna rzecz jest stała...Autor komentarza: Zbłąkany wędrowiecTreść komentarza: No proszę, niby nic wielkiego nie zostało powiedziane, nic specjalnie nowego nie padło, a jakoś sympatycznie zaciekawiliście. Przeczytam i pozdrawiam.Data dodania komentarza: 17.01.2023, 00:44Źródło komentarza: NIE PODZIELAM, NIE POWIELAM, NIE BIORĘ UDZIAŁU (wywiad z Małgorzatą Boryczką)
Reklama
Reklama