Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 28 kwietnia 2024 22:50
Przeczytaj!
Reklama

PIERWSZY AKORD TO DRESZCZ, CZYLI O DEFILKACH SŁÓW KILKA

Na stronie 7 znajdziecie Państwo relację z koncertu Starych Koni, zwiastującego imprezę pod kryptonimem Zlot Miłośników Starych Gitar ”DEFIL Rally” Kozienice 2023, które odbędzie się 27 maja w kawiarni Kulturalna. O tym, czego możemy się spodziewać i o co w ogóle ten cały szum ze starymi gitarami, rozmawiamy z gitarzystą rytmicznym zespołu, Aleksandrem Fikusem. Rozmowa okazała się na tyle ciekawa i obszerna, że dziś prezentujemy jej pierwszą część, dokończenie w następnym numerze!
PIERWSZY AKORD TO DRESZCZ, CZYLI O DEFILKACH SŁÓW KILKA

Tygodnik OKO: W piątek z udziałem zespołu Stare Konie odbyła się największa impreza w historii kawiarni Kulturalna – a przecież w trakcie jej trwania dowiedzieliśmy się, że była ona preludium do imprezy jeszcze większej, jaka odbędzie się już 27 maja. Defil Rally – co to takiego?

Aleksander Fikus: Dokładnie to Zlot Miłośników Starych Gitar Defil Rally. Dolnośląska Fabryka Instrumentów Lutniczych DEFIL w Lubinie to była w swoim czasie jedyna fabryka produkująca gitary. Instrumenty te, że tak powiem, były średniej jakości. Dało się na nich grać po korektach lutniczych, ale to były jednocześnie jedyne polskie gitary i fabryka, którą wielu dziś darzy sentymentem na podobnej zasadzie jak małe Fiaty i Syrenki czy gramofony Bambino. Nie były to super gitary, ale były to instrumenty z duszą, na których wiele, wiele osób uczyło się grać i zaczynało swoją przygodę z muzyką. Na zlot zapraszamy uczestników z gitarami z okresu PRL-u – czyli nie tylko defile, ale także musimy, jolany i inne, ale właśnie z sentymentu do naszej rodzimej marki zlot otrzymał nazwę DEFIL Rally

Trochę uprzedził Pan następne pytanie, bo miałem właśnie wspomnieć, że jak ja pamiętam, to było to traktowane na zasadzie “jak nie masz na czym grać, to grasz na Defilu”…

Tak, tylko jest niuans: jak kiedyś ktoś jeździł Syreną, tzw. skarpetą, to był to trochę obciach – a teraz niejeden za tą Syreną tęskni i jak gdzieś zobaczy, to podziwia. Lubimy wracać do czasów, gdy byliśmy młodzi i było nam fajnie, to chyba tłumaczy takie zachowania.

Drugi niuans jest taki, że te Defile, jakie widzimy teraz, to nie do końca jest to samo, co w latach, gdy były produkowane. Są bowiem spece, którzy potrafią nie tylko przywrócić im blask, ale nawet ulepszyć względem tego, jak funkcjonowały pierwotnie.

Kontrola jakości gitar w fabryce Defila w Lubinie była kiepska. Praktycznie żadna. Dlaczego tak się działo? Po prostu dlatego, że w Polsce Ludowej cokolwiek się wyprodukowało, zawsze był na to zbyt, wszystkie atrakcyjne towary były deficytowe. Druga kwestia: w te instrumenty zaopatrywane były domy kultury, szkoły i inne instytucje, bywało więc tak, że nawet i te gitary trudno było kupić normalnie na rynku, bo one były „z przydziału”. Na wszystko trzeba było czekać – czekało się więc na mieszkanie, na samochód, czekało się na gitarę. Taka była niestety choroba poprzedniego systemu.

Dziś natomiast okazuje się, że te instrumenty, mimo że trochę toporne, były robione z dosyć dobrych materiałów, zwłaszcza jak na dzisiejsze czasy, gdy popularne gitary często robione są z byle czego i tylko pomalowane grubą warstwą lakieru, żeby ładnie wyglądały, niekoniecznie natomiast muszą ładnie brzmieć. Tamte gitary były robione – nie zawsze, ale często – z bardzo dobrego drewna, zdarzało się, że z importowanego. Ja np. mam defila Carioce z hebanową podstrunnicą. W tym momencie takie podstrunnice mają najlepsze gitary. Standardem w defilach była podstrunnica z palisandru, gdzie np. w gitarach z NRD, musimach, które były ogólnie wykonane staranniej niż defile, podstrunnica była z jakiegoś pospolitego drewna pomalowanego jedynie czarną farbą. Warto więc te gitary remontować już choćby z powodu tego materiału. Co więcej: drewno z czasem nabiera pewnych wartości. Wiemy, że źle dobrane po jakimś czasie się wypacza i taka wypaczona gitara może nawet stać się niezdatna do gry. Jeżeli jednak mamy gitarę, która ma 50 lat i do tej pory się nie wypaczyła, to ona już się nie wypaczy, więc może warto w nią zainwestować.

Idąc jeszcze dalej: wiedza i świadomość na temat tego, jak powinien wyglądać i brzmieć instrument, jakie powinien mieć cechy, jest teraz nieporównanie bardziej powszechna. Bardzo wiele można ściągnąć z internetu, można nauczyć się wszystkiego samemu lub przy pomocy innych pasjonatów, jest więc też i dużo amatorów, którzy są w stanie uczynić te swoje gitary grywalnymi. Było to zresztą widać na tym naszym koncercie: graliśmy na trzech defilach. Gitara Darka [Dariusz Szewc, wokal i gitara solowa] to była Samba z 1966, egzemplarz wyprodukowany jeszcze w Bydgoskiej Fabryce Akordeonów, kontynuacja produkcji była potem już w Defilu. Ja grałem na gitarze Aster Rock z 1986, która została przeze mnie wyremontowana. Gitara basowa Marka Kostrzewskiego Aster Bas pochodzi z podobnego okresu. Okazuje się, że po wyregulowaniu te gitary grają — ludzie słuchali i podobało im się.

Współcześnie często bywa tak, że kupuje się gitarę, a potem przepuszcza ją przez komputer, wtyczki, presety… w efekcie okazuje się, że wszystkie gitary brzmią tak samo. I co się dzieje: muzycy zaczynają szukać starych gitar, takich sprzed kilku dekad, bo to jest sposób na zupełnie inne, bardziej indywidualne brzmienie. W tych gitarach często mamy zupełnie inne niż współcześnie rozwiązania techniczne, czasem wręcz zaniechanie tych rozwiązań, z różnych zresztą przyczyn – trudności w wykonaniu, brak materiałów, oszczędności… to oczywiście odbija się na brzmieniu tych gitar i może być traktowane jako wada, ale z drugiej strony teraz, w zalewie sprzętu produkowanego gdzieś w Chinach czy Indonezji, jest to też szansa, żeby się wyróżnić. Fendery z lat 60-70. osiągają teraz ceny rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych.

A ile może kosztować teraz taki dobrze odrestaurowany Defil?

Najdroższy Defil został sprzedany na licytacji w 2013 r. za 6800. To był model prototypowy Aster Lux STR, wyprodukowany zaledwie w kilkunastu egzemplarzach. Jest pułap cenowy, powiedzmy, standardowego modelu nowego amerykańskiego Fendera. Jeszcze parę lat temu powszechnie uważano, że defila nadają się tylko na opał. Dziś przyzwoitego defila przystosowanego już do grania można kupić za jakieś 500 -1000 zł.

Jak to się stało? Czy coś wspólnego z tą zmianą statusu defili może mieć fakt, że wyrosła nam wokół nich spora – głównie internetowa – społeczność entuzjastów?

Ludzie wracają do czasów młodości, czego przykładem są choćby Stare Konie, gdzie jedynie Darek jest od dekad nieprzerwanie aktywny muzycznie, natomiast ja, Marek i Staszek mieliśmy epizody muzyczne w młodości, po czym zajęliśmy się pracą zawodową i do grania wracaliśmy nawet po kilkudziesięciu latach. Tak to jest: wracamy w miejsca, do których mamy sentyment, które lubimy, które nas cieszyły. My jesteśmy jak mali chłopcy, którzy mają swoje zabawki. Lubimy się tym bawić, cieszą nas te gitary, cieszy nas muzyka, cieszymy się, możemy razem pograć, a ludzie nas słuchają i im się podoba. To jest w ogóle fenomen: okazuje się, że jesteśmy już znani i rozpoznawalni w regionie, gdzie nasze początki były przecież bardzo siermiężne. Spotykaliśmy się w domu u Staszka, bo tam w salonie stała perkusja i gdy graliśmy, to filiżanki podskakiwały… (śmiech) Coś takiego, że zagramy może kiedyś jakiś koncert, było dla nas kwestią bardzo odległą. Musieliśmy tak naprawdę przypomnieć sobie, jak w ogóle gra się na tych instrumentach i przede wszystkim jak się gra z ludźmi, bo nawet jeśli każdy z nas coś tam sobie prywatnie pogrywał, to gra zespołowa jest czymś zupełnie innym. Zespół jest jak drużyna: jeśli ktoś nawali, to nie będzie wyniku. Tak samo jest z graniem muzyki: każdy jest jakimś trybikiem, każdy ma swoją rolę, działkę do wykonania i tutaj musimy się uzupełniać. To nie wychodzi samo z siebie, tego trzeba się nauczyć.

Macie doświadczenie w graniu na instrumentach współczesnych, teraz zagraliście koncert na defilach. Jakie są według Was różnice?

Zdecydowanie lepiej gra się na gitarach współczesnych. Moja podstawowa gitara też ma swoje lata, to jest koreański Fenix i na nim mi się gra najlepiej, tyletyle że to jest porównanie podobne jak „czym się lepiej jeździ, Mercedesem czy dużym Fiatem?”. Jasne, że Mercedesem, ale tym Fiatem też się dojedzie, a po drodze może być nawet ciekawiej, choć nie da się tego bezpośrednio porównać.

Co jest tu jednak kluczowe, to to, że my gramy muzykę z ubiegłych dekad. To jest muzyka, na której się wychowaliśmy i z którą wyrośliśmy. Ta muzyka zagrana na sprzęcie, gdzie dźwięk byłby przetworzony komputerowo, nie brzmiałaby prawdziwie. My staramy się grać tak, jak robiło się to w poprzednich dekadach. Ktoś kiedyś powiedział nam po koncercie: „Ale Wy gracie, z takim repertuarem to w czasach, gdy chodziłem na koncerty do klubów studenckich [wniosek na podstawie wieku mówiącego: musi chodzić o lata 70.], Wy byście tam wszystkich zakasowali”. Wynika to z tego, że my mamy dobry sprzęt, dobre instrumenty, porządne wzmacniacze marki Peavey, o których muzycy wtedy mogliby tylko pomarzyć. Do tego nowoczesne miksery, cały tor dźwiękowy…

Czyli w pewnym sensie dopiero teraz te defile mają szansę zabłysnąć?

Tak. Na stać na to, żeby kupić dobry sprzęt i dobrze zabrzmieć. Jeśli ma się pojęcie, to może kupić za rozsądne pieniądze bardzo dobry, profesjonalny sprzęt. Są firmy, które sprowadzają stare wzmacniacze ze Stanów, a to jest sprzęt, na którym grali najbardziej znani współcześni muzycy.

Żebyśmy w tym momencie nie wprowadzili w błąd: w nazwie zlotu mamy Defil, ale tak naprawdę jest to impreza dla fanów wszelkich gitar znanych z czasów PRL?

Zgadza się. W czasach PRL były w sumie trzy dominujące marki: polski Defil, który cieszył się średnią renomą, jeśli chodzi o poziom wykonania i grywalność, NRD-owska Musima oraz czeska Jolana. Jolany były z tej trójcy najlepsze pod względem wykonania, najwięcej było modeli, duży był też eksport tych instrumentów na Zachód. Zdarzało się, że grywali na tych gitarach muzycy z absolutnej pierwszej ligi, szczególnie na modelu Futurama - George Harrison, Jimmy Page, Eric Clapton.

Impreza jest skierowana do wszystkich miłośników starych gitar - zapraszamy więc posiadaczy Defili, Musim, Jolan i wszystkich innych gitar z byłego bloku wschodniego - elektrycznych, akustycznych klasycznych, basowych… Co kto ma, z tym może przyjechać i się pokazać. Co ważne: na imprezie będzie obecny lutnik specjalizujący się w naprawach i renowacji takich właśnie instrumentów, rzec wręcz można: przywracaniu im życia. Będzie więc możliwość zasięgnięcia porady i ewentualnie dokonania jakichś drobniejszych, niezajmujących zbyt wiele czasu regulacji. No bo niestety, czasem jest tak, że gitara kosztuje 300 złotych, ale za remont trzeba zapłacić 700 - i tutaj zaczynają się schody. Jeżeli ktoś chce dziś sobie po prostu kupić gitarę do grania, już za 1000 zł może kupić nową, która będzie przyzwoita i do tego grania od razu gotowa. Stare gitary nie są więc sposobem na zaopatrzenie się w instrument tanio, to raczej coś dla pasjonatów, maniaków, których nie ma w Polsce znów tak wielu. Gdyby nie Internet, wszyscy oni uchodziliby pewnie w swoich środowiskach za dziwaków. Ja jestem w takiej grupie, która nazywa się Defil Vintage Guitar i na forum tej grupy wygląda to tak, że jeden kolega jest z Krakowa, drugi z Wyszkowa, dwóch z Warszawy, jest ktoś z Poznania, z Wrocławia, ze Szczecina… Gdyby nie Internet, zapewne byśmy się nigdy nie znaleźli. Na pewno nie jest to jakiś masowy ruch, bardziej ciekawostka, ale też w pewnym sensie kultywowanie naszego dorobku narodowego, bo tych defili już przecież więcej nie będzie. Dla przyszłych pokoleń będzie to, co się teraz znajdzie, naprawi i zachowa.

Pytanie zatem ile tych defili leży dziś zapomnianych gdzieś po piwnicach lub na szafach…

Na pewno gdzieś jeszcze one są, tyle że z reguły taka wyciągnięta skądś gitara wymaga bardzo dużej korekty i mnóstwa pracy. Jak wszystkie stare rzeczy zresztą. Jeśli ktoś wyciąg z garażu jakiś stary, nieruszany od lat motor, to on na dzień dobry będzie zardzewiały, daleki od kondycji użytkowej i sprawiający wrażenie kupy złomu. Jeśli jednak ktoś przy nim rzetelnie przysiądzie na rok czy dwa, to po tym czasie wyjedzie na ulice maszyną śliczną, błyszczącą chromem, a wszyscy będą się zachwycać. Tak samo jest z gitarami. Patrząc pod kątem ekonomicznym, wartość takiej wyremontowanej gitary będzie zazwyczaj niewspółmierna do włożonej pracy. Niewiele osób będzie też stać na to, żeby taki instrument oddać do lutnika. To automatycznie ogranicza środowisko do grona prawdziwych zapaleńców. Natomiast jak już to wyjdzie, no to naprawdę wtedy jest ten efekt WOW. Ja to zawsze bardzo przeżywam, jak tak tę gitarę składam i składam — a często robi się to wszystko na raty, bo trzeba najpierw skompletować brakujące części, bo lakier musi wyschnąć, bo do podstrunnicy musi wniknąć olejek — i w końcu przychodzi ten moment, gdy zakłada się struny, wszystko się ustawia, stroi… i człowiek nigdy nie wie, jak ta gitara zabrzmi! Ten pierwszy akord, to jest zawsze dreszcz - „Co z tego wyszło, co z tego będzie? Czy ta moja praca jest już taka, jak należy?”. No i czasami jest tak, że człowiek jest w tym momencie zachwycony, a czasami kręci głową, rozbiera gitarę z powrotem i zaczyna od początku.

Dalszy ciąg rozmowy, zdradzający dużo więcej na temat planowanej imprezy, znajdziecie Państwo w pierwszy majowym numerze Tygodnika OKO, już dziś natomiast zapraszamy do dzielenia się z nami swoimi gitarowymi historiami, oraz rzecz jasna do zaznaczenia w kalendarzu daty 27 maja :)

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: EmerytkaTreść komentarza: Radni Pionek słusznie obniżyli burmistrzowi Kowalczykowi wynagrodzenie ponieważ niszczyl miasto i dalej to robi. Wystarczy przejechać się po mieście i zobaczyc- dziurawe ulice, miasto brudne, alejka przy ul.JPII w parku trzy lata i beznadziejna i na Błoniach dwa lata i już dziury, wydawał pieniądze podatników na rzeczy zbędne a ważne sprawy ominął, nadzatrudnienie w urzędzie miasta, umarzał podatki koleżkom a od mieszkancow chciał jak najwiekszych podwyżek. Po prostu zniszczył nas mieszkańców i już dawno należało mu obniżyć wynagrodzenie a nie dopiero teraz. Gdyby miał odrobinę honoru to sam powinien odejść. Ale takie osoby nie mają go za grosz tylko dalej są pasożytami. BRAWO RADNI!!!!!!Data dodania komentarza: 09.02.2024, 01:43Źródło komentarza: OKO 3/509Autor komentarza: E leTreść komentarza: Bedzie mi milo wrocic do tego miejsca. Fajna atmosfera i sympatyczni ludzie. Vi aspettiamo domani alle 18. Non mancate! Up the Golden HandData dodania komentarza: 10.11.2023, 11:27Źródło komentarza: GOLDEN HAND: CHCIAŁEM, ŻEBY BYŁY REFRENYAutor komentarza: WojtekTreść komentarza: Przeczytałem, Bardzo ciekawa polecam. Ewelino GratulacjeData dodania komentarza: 09.11.2023, 20:41Źródło komentarza: „To są również moje rodzinne strony” – wywiad z Eweliną MatuszkiewiczAutor komentarza: MfooyarekTreść komentarza: Cudów nie ma. Zaklinanie rzeczywistości niczego nie daje - otóż się nie udaje.Data dodania komentarza: 13.09.2023, 14:50Źródło komentarza: SP ZZOZ KOZIENICE: JAKIM CUDEM TO SIĘ UDAJE?Autor komentarza: słuchaczTreść komentarza: słuchałem, szkoda ze nie ma radiaData dodania komentarza: 25.08.2023, 20:48Źródło komentarza: Jedna rzecz jest stała...Autor komentarza: Zbłąkany wędrowiecTreść komentarza: No proszę, niby nic wielkiego nie zostało powiedziane, nic specjalnie nowego nie padło, a jakoś sympatycznie zaciekawiliście. Przeczytam i pozdrawiam.Data dodania komentarza: 17.01.2023, 00:44Źródło komentarza: NIE PODZIELAM, NIE POWIELAM, NIE BIORĘ UDZIAŁU (wywiad z Małgorzatą Boryczką)
Reklama
Reklama