Tygodnik OKO: Daria Brudnias, choć właściwie już nie Brudnias, bo obecnie dwojga nazwisk...
Daria Brudnias: A ja właśnie wolałabym jednak pozostać przy Brudnias, dlatego że jestem w trakcie rozwodu i wracam do pojedynczego nazwiska.
Tygodnik OKO: Mieszkasz w Warszawie, masz dwie córki i to w takim wieku, że potrzebują kontaktu, opieki, bytności mamy. Jak sobie w takim razie to wszystko organizujesz? Przez ostatnie dwa lata jesteś już w ciągłej pracy, prawda? ( od redakcji-na planie serialu Detektywi/prod.TVN)
Tak, tak. Przyznam, że nie jest to łatwe. Od prawie dwóch lat przynajmniej połowę miesiąca spędzam w Krakowie. Od roku jestem samodzielną matką, więc pozostaję bez wsparcia ojca, dlatego nie jest mi łatwo organizacyjnie. Mam na szczęście wokół dobrych ludzi. Ciągle udaje mi się znaleźć jakieś ciocie, które się rotują oczywiście, pomagające mi wychowywać moje dzieci i zostające z nimi, kiedy mnie nie ma w domu.
Dzieci rozumieją, czy mają żal?
Czy rozumieją? Ciężko ocenić, czy czterolatka rozumie, prawda? Rozumie w takim sensie, że zdaje sobie sprawę z sytuacji. Czasami zaznacza, że chciałaby, żeby było tak jak dawniej… ale gdzieś tam mam wrażenie, że rozumie. Sama czasem mówi o tym, że wie, że już nie może być, jak dawniej, że już rodzice nie będą razem, ale szkoda...
Miałem kilka takich okazji, że rozmawiałem z aktorkami, które zabierały swoje dzieci na plan, bo nie miały innego wyjścia. Zdarzają się takie sytuacje?
Bywało tak, dawno temu. Jak starsza córka była powiedzmy w wieku tej młodszej, to faktycznie od czasu do czasu tak się zdarzało, że nie miałam co z nią zrobić i zabierałam ją do pracy. No nie jest to łatwe, przyznam. Praca na planie to jest często 12 godzin, dziecko nie jest w stanie tyle wytrzymać. Na planie są różne, czasami trudne warunki pogodowe: wiatr, deszcz, śnieg
Młodsza jeszcze jest chyba za młoda, ale czy Twoja starsza córka ma dystans do aktorstwa, czy mówi na przykład, że nie będzie aktorką, albo może jest wręcz przeciwnie?
Starsza córka być może ma za sobą tyle samo dni zdjęciowych, co ja. Przez pięć lat grała w „Barwach Szczęścia” jedną z głównych ról, córkę głównych bohaterów, więc grała bardzo dużo. Można powiedzieć, że jest aktorką. Grała również u mnie w spektaklach, które reżyserowałam. .
Czyli, momencik...
Paulinka z „Barw Szczęścia” to moja córka, Lena Jastrzębska.
Wracając teraz do samych początków. Ty, jak w sumie wielu aktorów, nie skończyłaś takiej... normalnej, typowej szkoły teatralnej.
Skończyłam. Akademię Teatralną, Wydział Sztuki Lalkarskiej. Jestem magistrem sztuki.
W popularnym obiegu funkcjonuje jednak rozróżnienie, że tutaj jest Wyższa Szkoła Teatralna, a tam Wydział Lalkarski….
To jest ta sama akademia, ale tak, jest coś w rodzaju takiego kompleksu w stosunku do Wydziału Dramatycznego. Część ludzi z mojego roku nie zdawała na Wydział Dramatyczny, oni byli nastawieni typowo na Wydział Lalkarski. Od dziecka chodzili do tego Teatru Lalek, chcieli się tym zajmować, to ich fascynowało itd. Jednak spora grupa tych, którzy faktycznie np. nie dostali się na dramat , idą na lalki, żeby przeczekać rok i zdawać znowu. Przyznam szczerze, że ja też tego sobie nie wyobrażałam, to po prostu nie był mój cel. żeby pracować w Teatrze Lalek i kończyć Wydział Lalkarski. Też poszłam tam, żeby załatać jakąś dziurę, ale nigdy więcej już nie zdawałam na dramat. Jak zobaczyłam, co to jest za szkoła, jak rozwija wyobraźnię… że są to te same zajęcia, które są w szkole na Wydziale Dramatycznym, plus na przykład zajęcia z gry aktora przedmiotem. To wymaga ogromnej wyobraźni. Musimy na przykład zrozumieć, co może czuć kubek, kiedy kubek jest szczęśliwy. Czy on jest szczęśliwy, jak nalejemy do niego kawę, czy jak nie nalejemy. Czy on potrzebuje rozrywki, czy może rozrywki dostarcza mu łyżeczka, czym jest dla przedmiotu miłość itd., itd., itd.
Czyli wbrew pozorom wychodzi na to, że to poszerza możliwości gry aktorskiej, prawda?
Zdecydowanie tak. Tylko wielu ludzi nie jest tego świadomych. Ja jak już tam zaczerpnęłam tej formy i tego rodzaju wyobraźni, nie zdawałam już nigdy więcej na Wydział Dramatyczny. Nigdy też w Teatrze Lalek nie pracowałam, bo zaraz po szkole poszłam do Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie i tam się zaczęła moja przygoda na dużej scenie.
Da się wyżyć z teatru?
Jak byłam młodą dziewczyną po szkole, samą, bez dzieci… to tak, całkiem nieźle prosperowałam. Jak na pierwszą pracę dużo grałam i nie narzekałam na zarobki, naprawdę.
No więc mamy Koszalin - i co dalej?
No i zaszłam w ciążę. (śmiech) Zaszłam w ciążę, czego bardzo chciałam, to była szalona miłość, bardzo nagła decyzja. Po trzech tygodniach znajomości zdecydowaliśmy się na dziecko, a po trzech miesiącach byłam już w ciąży, mimo tego, że mieszkaliśmy w odległości Warszawa-Koszalin. Szybko nam poszło. Miałam takie szczęście, że ojcem dziecka jest trener personalny. Zadbał o moją sylwetkę i ciąży nie było widać bardzo długo, więc mogłam dograć sezon, Nawet grając w bieliźnie bardzo dobrze wyglądałam, ale w pewnym momencie trzeba było to zakończyć i przyjechałam za ojcem dziecka do Warszawy. No i tak się rozstałam z Koszalinem.
I w Warszawie - ..?
I w Warszawie już nie było szansy na to, żeby poświęcić się pracy w teatrze, bo wtedy właśnie kwestia proporcji zarobków do potrzeb była już troszkę inna.
Koszty życia przede wszystkim...
Koszty życia i inne bytowe czy organizacyjne utrudnienia. Zacząć to wszystko było mi bardzo trudno. Wpadłam trochę w rytm castingów. Przez jakiś czas w ogóle żyłam z reklam, grałam też jakieś epizody. A potem zaczęły się już seriale. No i niestety, z ojcem dziecka bardzo szybko się rozstałam, bo tak jak burzliwe było rozpoczęcie związku, tak szybko się okazało, że oprócz pięknego owocu tego związku, razem jednak nie udało nam się przetrwać obok siebie.
Znaczy - kochliwa jesteś.
Oj tak.
Ale stała nie do końca.
Ale ja jestem stała. (śmiech)
To oni nie są stali, tak? (śmiech) Dobre, ale jakaś konkluzja jest.
Ja na pewno jestem kochliwa, ale jak kocham, to na zabój. Ostatnio znalazłam swoje stare zdjęcia z czasu mojej ... no nie chcę powiedzieć młodości, bo nadal czuję się młoda. W każdym razie zaczęłam je tak sobie przeglądać z sentymentem i natknęłam się na teczkę moich wierszy, które pisałam, będąc, tak myślę, gdzieś na przełomie gimnazjum i liceum. Jaka ja byłam kochliwa, jaka zakochana i cierpiąca! No niesamowite, nie widziałam tych wierszy od 20 lat. To było całkiem ciekawe doznanie, jak wczoraj je przeczytałam. To potwierdza, że zawsze kochałam i to bardzo mocno.
To może dasz starszej córce do przeczytania?
O tym właśnie pomyślałam. Ciekawa jestem, jak by zareagowała.
No, ale idźmy dalej tymi szczebelkami. Dopiero lata dwudzieste tego wieku to jest chyba taki większy Twój rozwój zawodowy...
Zależy co nazwiemy rozwojem zawodowym.
Kiedy poczułaś, że weszłaś na jakiś poziom?
Jeszcze nie weszłam na żaden poziom, ale to chyba droga jest tu najważniejsza. Ja w tym zawodzie uwielbiam to, że jest tak różnorodny. Przez jakiś czas poświęciłam się na przykład pracy z dziećmi oraz wyreżyserowałam spektakl w Studio Sztuk Scenicznych S3 Małgorzaty Godlewskiej i odkryłam, że praca pedagogiczna daje mi ogrom satysfakcji, o co bym siebie wcześniej nie podejrzewała. Grałam również w różnego rodzaju teatrach impresaryjnych, praca sceniczna daje mi spełnienie i tego nigdy nie odpuszczę. Potrzebuję tego jak powietrza.
Rozumiem, że Ty nie tylko grasz, ale, tak jak wcześniej rozmawialiśmy, jesteś również takim menadżerem i impresario, czy tak?
Menadżerem i impresario? No, nie do końca. Jestem członkiem niezależnej grupy teatralnej Amoteatr, której założycielem oraz reżyserem spektakli jest Paweł Rusinowski. Tworzymy ciekawe projekty i chciałabym pokazać to w moim rodzinnym mieście - mam nadzieję, że to się jeszcze uda.
Bardzo fajny zestaw ludzki nam się trafił, bardzo zdolnych aktorów. Dobraliśmy się świadomie, pracowaliśmy wcześniej w innych teatrach, które się gdzieś po drodze rozsypały a potrzeba tworzenia została. W odpowiedzi na to Paweł powołał do życia wspomnianą grupę Amoteatr, która działa bardzo prężnie. Mamy w ofercie najróżniejsze spektakle, muzyczne, komedie i dramaty. Zaskakujący wręcz odbiór ma Zemsta w nowoczesnej odsłonie. Uważam, że wyszedł nam bardzo ciekawy spektakl. Jak to gramy, to coraz więcej osób przychodzi, są chętni na nowe terminy, ludzie to kochają.
Ja też chciałbym to zobaczyć. Jak sobie teraz przypomniałem, to kilkanaście lat temu jeszcze w starym Domu Kultury, przeprowadziłem wywiad z Kasią Maciąg, która wtedy była wschodzącą gwiazdą. I ona dokładnie o tym samym mówiła: że chciałaby tutaj coś pokazać, zagrać… No i nic z tego nie wyszło, więc miejmy nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
Raz w starym Domu Kultury zagrałam taki spektakl, którym wygrałyśmy z koleżanką międzynarodowy festiwal teatralny i ten jeden raz nam się to udało w Kozienicach. Ale to dawno, dawno temu było. Jeszcze w szkole.
Wróćmy do...
...do tej różnorodności, o której mówiłam. Na przykład: zajmuję się też działaniami lektorskimi. Nagrywam sporo audiobooków, co kocham. I czasami aż nie mogę uwierzyć, że ja sobie siedzę, czytam książki i ktoś mi za to płaci. To jest fantastyczne w tym zawodzie, że można tak różne, najróżniejsze rzeczy robić. Ciężko mi więc powiedzieć, w którym momencie weszłam na jakiś poziom, bo to są tak różne rzeczy. Jak nagrałam pierwszą książkę, też czułam, że wow, jestem tu, gdzie chciałam być. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, że idziesz do studia, mówisz, że chcesz nagrać książkę i się nagrywasz. Konkurencja jest ogromna i nie jest to łatwe, żeby znaleźć się w gronie lektorów.
A czym dla Ciebie jest film? Bo dla wielu aktorów film jest jakimś dodatkiem, a scena, teatr to jest to miejsce, gdzie aktor się spełnia. Natomiast wielu aktorów, nawet z braku czasu, rzadko grywa na scenach teatralnych. Szczególnie seriale są absorbujące, czego Ty również doświadczasz. Serial „Detektywi” , w którym grasz rolę Katarzyny Kowalik z biura detektywistycznego, przyniósł popularność, jesteś już rozpoznawalna? A tak prywatnie, jak to będzie dalej z komisarzem Łabajem (burzliwe losy ich związku znają telewidzowie ostatnich sezonów serialu) ?
No muszę przyznać, że tak, chyba mogę powiedzieć, że już jestem rozpoznawalna.
Prawie codziennie zdarza się, że ktoś prosi mnie o to, czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie, czy uśmiecha się, komentuje, więc myślę, że tak. Rozpoznawalność jest. I cieszę się ogromnie, że coraz więcej ludzi ogląda nasz serial, bo to jest bardzo, bardzo przyjemne. Aha, z Romanem (Łabajem), mieliśmy o ile pamiętam sceną łóżkową, więc...(śmiech). Więcej nie powiem, ja również nie wiem, co jeszcze wymyślą nasi scenarzyści.. Zapraszam do oglądania kolejnego sezonu Detektywów w popołudniowym paśmie TVN po wakacjach.
Jak w tej chwili siebie widzisz? Grasz w serialu, ale serial to jest też sezon, tak?
Właśnie, mieliśmy porozmawiać o tym, jak to widzę, co jest ważniejsze, teatr czy film. Ja uważam, że są to dwie różne dyscypliny sportu. Naprawdę: jestem sportowcem i uprawiam dwie różne dyscypliny. Może zbliżone w tym, że to są gry zespołowe, ale jest to kompletnie co innego. Używa się innych środków, innych nawyków trzeba się nauczyć. Obie kocham. Na początku byłam przekonana, że tylko teatr i nawet na żadne castingi nie chciałam chodzić. Ludzie mi mówili: jesteś aktorką, idź. Proponowali mi nawet: słuchaj, mam tam znajomych w telewizji.. a ja mówiłam, że absolutnie nie, bo ja będę tylko robiła wielką sztukę, tylko teatr, kultura wyższa i tak dalej.
Przepraszam, że wejdę w słowo, bo sobie przypomniałem, jak kiedyś miałem okazję rozmawiać z Janem Englertem. I on mówił, że to nie jest tak, że jeżeli ktoś jest bardzo dobrym aktorem teatralnym, to musi sprawdzić się w filmie.
To prawda, dlatego mówię o tych dwóch dyscyplinach sportu. Ja lubię przeskakiwać między nimi. Nie mnie oceniać, czy się do tego nadaję, ale mi to sprawia przyjemność ogromną. W tej chwili już nie odrzucam kina, już nie odrzucam filmu ani kamery. Prawda jest taka, że nikt mnie nie uczył pracy z kamerą. Na studiach nie miałam czegoś takiego jak praca z kamerą, więc wielu rzeczy trzeba było się po drodze w praktyce nauczyć. Tych zasad i reguł innego sportu.
Ale ta druga dyscyplina, czyli generalnie film, kino, daje też chyba tę większą stabilizację finansową.
No tak. Teatr nigdy nie będzie konkurencyjny finansowo. Telewizja daje mi sporą niezależność finansową, pozwala na to bym mogła utrzymać siebie i moje córki w Warszawie. Tyle mogę powiedzieć.
Mamy Detektywów i co jeszcze? Masz już jakieś mniej lub bardziej skonkretyzowane plany?
Przyznam szczerze, że póki co nie mam czasu na inne tematy. Mam kilkanaście dni zdjęciowych w Krakowie, plus dojazdy i powroty. Od czasu do czasu poprowadzę jakąś imprezę albo nagram audiobooka, a te kilka dni wolnego chcę spędzić z dziećmi.
A jak często bywasz w Kozienicach?
Bardzo rzadko, dlatego teraz się odezwałam. Byłam jakieś dwa tygodnie temu, ale dosłownie na jedno popołudnie. Teraz miałam pięć tygodni wolnego od produkcji „Detektywów” i myślałam, że och, ile ja to czasu spędzę tutaj sobie z dziećmi w rodzinnym domu. Okazało się jednak, że tu wpadł jeden dzień pracy, tam dwa dni i w efekcie do Kozienic zawitałam na dwa dni
Starsza córka planuje po tej przygodzie coś dalej w kierunku filmowym?
Starsza córka obecnie jest tak zafascynowana sportem, siatkówką, że poza nią nie widzi świata i nie ma czasu na nic innego, trenuje non stop. Dzisiaj opuszcza jeden obóz treningowy, żeby jechać do Kołobrzegu na Mistrzostwa Polski w piłce siatkowej plażowej. Jej fascynację siatkówką rozumiem w pełni. Ja również tu w Kozienicach grałam w klubie UKS Jedynka i miało to ogromny, pozytywny wpływ na moje życie.
A jak Ty wspominasz Kozienice?
Muszę przyznać, że ja nie mam złych doświadczeń z Kozienicami, a zresztą ja w ogóle jestem taką osobą, że nawet jeżeli coś złego mnie spotka, to raczej tego nie pamiętam i nie rozpamiętuję. Pamiętam to, co dobre, mam taką jakąś zdolność. Nie obrażam się i nie pamiętam zła. Czasami może to przeszkadza, bo jak mnie ktoś skrzywdzi, to powinnam to pamiętać, a ja bardzo szybko o tym zapominam, usuwam to.
Jesteś optymistycznie nastawiona do świata, to widać.
Ja to miasteczko często ludziom reklamuję, mimo tego, że mnie tu nie ma. Jak ktoś mnie pyta, skąd pochodzę, to mówię, że ze wspaniałego małego miasteczka. Bo to, co pamiętam, to to, że zawsze było jakieś takie bardziej kolorowe, bardziej żywe, nawet od większych okolicznych miast .
A jak teraz odbierasz Kozienice?
Chciałabym tu wracać. Zwłaszcza teraz z dziećmi, dziś jestem z moją czterolatką i cenię sobie, że mamy tu wiele atrakcji dla dzieci. Fontanny, kino, place zabaw, jezioro...
Czyli tylko brakuje jeszcze jednego: żebyśmy tutaj obejrzeli Cię na scenie.
Mnie też tego brakuje, tak jak wspomniałam bardzo chętnie przyjadę tutaj ze swoimi projektami, więc: TAK.
rozmawiał Edmund Kordas
Napisz komentarz
Komentarze