Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 29 kwietnia 2024 06:40
Przeczytaj!
Reklama
News will be here

POTRZEBOWAŁAM JEDNEGO DNIA (rozmowa z Joanną i Jarosławem Kościugami)

Joanna i Jarosław Kościugowie zaprosili pod swój dach i zarazem do Polski dwóch zakonników z Tanzanii, z którymi kozieniczanie mieli dzięki temu okazję porozmawiać podczas spotkania w kawiarni Kulturalna, 17 marca. Jak do tego doszło, że Br. Karimbula Mosses Kattikiro i O. Makondo Phillip Justinian trafili właśnie do nas, czemu właśnie oni i właśnie teraz? O tym wszystkim oraz o swoich wspomnieniach z  Tanzanii opowiedzieli nam na chwilę przed rozpoczęciem spotkania ich gospodarze. W ostatnim numerze z kolei, znajdziecie Państwo na pierwszej stronie wywiad z samymi zakonnikami!
POTRZEBOWAŁAM JEDNEGO DNIA (rozmowa z Joanną i Jarosławem Kościugami)

Tygodnik OKO: Na początek pytanie oczywiste. Jak w ogóle zaczęła się Wasza… no właśnie: współpraca, znajomość, przyjaźń? 

Jarosław Kościug: Najpierw była współpraca, potem to się przerodziło już bardziej w przyjaźń. A wszystko zaczęło się od tego, że Asia, moja żona, trzy lata temu pojechała na misję katolicką do Tanzanii.

Joanna Kościug: Ja tu od razu może wyjaśnię: jestem we wspólnocie Chrystusa Zmartwychwstałego “Galilea”, która powstała 30 lat temu przy zakonie zmartwychwstańców, założył ją zresztą ojciec zmartwychwstaniec Krzysztof Czerwionka. Oni [goście z Tanzanii] są też właśnie z tego zakonu, stąd też i nasza znajomość, tak to się zaczęło. Jeden z naszych ojców zmartwychwstańców, Polak, był tam u nich w Butiamie na parafii przez 9 lat proboszczem. Potem okazało się, że to już jest ten czas, kiedy powinien zmienić miejsce. Nadal jest w Tanzanii, ale teraz jest w seminarium i dlatego ojciec Filip, zastępując go,  został proboszczem. 5 lat temu z kolei, na prośbę tego właśnie ojca Daniela, powstała tam u nich “Galilea”. Pierwsi z naszych braci ze wspólnoty pojechali tam na 11 miesięcy. 

Jarosław Kościug: Jest to taka odnoga tej “Galilei” działającej wcześniej w Polsce, jak też i w wielu innych krajach Europy. My pojechaliśmy tam kontynuować to, co zaczęli bracia. 

Joanna Kościug: Była np. potrzeba, żeby zrobić kurs tam ewangelizacyjny, niejeden zresztą, dlatego tam pojechaliśmy. Spotkaliśmy się na plebanii, na parafii mieszkaliśmy tam pod jednym dachem… no i nie ukrywam, że w tym czasie bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Mój mąż za pierwszym razem był obserwatorem, ale tak się bardzo polubili z ojcem Danielem, że już w następnym roku pojechaliśmy obydwoje.  

Dobrze zrozumiałem, że w tym momencie oni są tutaj na Państwa prywatne zaproszenie, zupełnie pozainstytucjonalnie?

Joanna Kościug: Zaproszenie stricte wyszło od nas, ale jesteśmy też wspierani przez naszą wspólnotę, ponieważ koszty są olbrzymie. Koszt przelotu w obie strony to 5000 zł, do tego ubezpieczenia… na naszą kieszeń to by było zbyt dużo, ale rozeznalismy we wspólnocie, że skoro chcą kontynuować tę naszą wspólnotę tam, to będzie to dobry czas, żeby przyjechali tu, do źródła, poznali jacy jesteśmy i co robimy. Ufam, że ta więź się teraz  jeszcze bardziej rozwinie i będzie im łatwiej kontynuować to, co myśmy tam kiedyś zaczęli. 

Może teraz o samym kraju: z opisu Tanzanii na wikipedii wyłania się obraz niewesoły, wpisujący się w stereotyp afrykańskiego kraju: biednego, niebezpiecznego, dotkniętego chorobami i głodem. Wasi goście, z którymi przed chwilą rozmawiałem, mówią o Tanzanii zupełnie inaczej. Jak wyglądało to z Państwa perspektywy? 

Jarosław Kościug: Tanzania jest dużo większa od Polski, obszarowo  i ludnościowo, i jest to w tej chwili kraj bardzo bezpieczny. Jest też ujednolicony, dzięki ich pierwszemu prezydentowi Nyerere, który dążył do tego, żeby te wszystkie plemiona zjednoczyć w jeden naród. Dążą teraz do tego do tego stopnia, żeby nawet nauczycieli czy urzędników z jednej części kraju do drugiej przeganiać. Gdy chodziliśmy po Butiamie, nie czuliśmy żadnego zagrożenia, przeciwnie, każdy miał uśmiech na ustach. Niektórzy może spoglądali z ciekawością, tak jak tu w Kozienicach ludzie spoglądają ciekawie na nich. To jest normalne.

 

Joanna i Jarosław Kościugowie z głównym generałem tanzańskich sił zbrojnych.

 

Jeśli chodzi o choroby, jest to troszeczkę wyolbrzymione. Jest malaria, są inne choroby tropikalne, na większość żeśmy się zresztą zaszczepili przed wyjazdem, co nas chyba przed nimi uchroniło. Na malarię jak wiadomo nie ma szczepień, ale są lekarstwa. Sama Butiama, gdzie byliśmy, to jest taka wioska czy też miejscowość w samym sercu Afryki, czyli jeżeli się wyląduje z Polski np. na Zanzibarze, no to jeszcze czeka nas licząca 1200 km podróż w kierunku centrum. Butiama leży 10 km od Jeziora Wiktorii, niecałe 100 km od Parku Serengeti, więc jeśli ktoś chciałby ją nawiedzić, to miejsce to jest też fajne turystycznie. Misjonarze mają też auta, znają teren i spokojnie mogą posłużyć jako przewodnicy. Skorzystaliśmy z tego raz, Asia w sumie dwa razy. Butiama leży 1500 m.n.p.m. i klimat nie jest tam tak dokuczliwy, czytaj nie jest tak gorąco, jak załóżmy w Dar es Salaam czy na Zanzibarze, da się to znieść - do 32 stopni, nieraz 28, 25 nawet, nocą spada do 17. Można się obejść bez klimatyzacji. 
 


Joanna Kościug: Właśnie przez tę wysokość nawet komary tak nie dokuczają i przeważnie nie są malaryczne.

Jarosław Kościug: Przez dwa miesiące daliśmy z siebie wszystko. Asia bardziej po linii tej katolickiej, organizując kursy ewangelizacyjne dla miejscowych Galilejczyków, ja trochę bardziej technicznie, pomagałem ojcu Danielowi, gdy jeszcze byl proboszczem, nim pałeczkę przejął ojciec Filip.

Joanna Kościug: Dlaczego za drugim razem pojechałam z mężem: te nasze wyjzazdy wcześniejsze były nastawione stricte na ewangelizację, ale później, gdy ja pojechałam okazało się, że… ktoś kiedyś fajnie powiedział, że żeby mówić komuś o Panu Bogu, najpierw trzeba go nakarmić. Nie ma wyjścia, te dwie rzeczy muszą iść równolegle. Mój mąż, jako że jest to taki człowiek od wszystkiego, zajmował się kuchnią, pomocą w różnych rzeczach. Myślę, że to też dlatego tak się polubiliśmy i wszystko grało: bo widzieliśmy potrzeby tych ludzi, daliśmy z siebie całe serce, ale też nie robiliśmy pewnych rzeczy na siłę. Kolega, z którym leciałam, powiedział mi: “Afrykę albo pokochasz od razu, albo znienawidzisz”. Ja tak naprawdę potrzebowałam jednego dnia. Pokochałam i tych ludzi, i  miejsce. Oni mają naprawdę otwarte serca, są dobrymi ludźmi, pozytywnymi i  uśmiechniętymi, chociaż jeżeli chodzi o status materialny, to naszym zdaniem bieda jest tam straszna. 

Jarosław Kościug: Przykładowo pracownik budowlany zarabia tam około 300-350 złotych na miesiąc…

Joanna Kościug: …a ceny są podobne do naszych. 

Jarosław Kościug: Jeśli spojrzeć do wikipedii, okazuje się, że Tanzania jest jednym z najbiedniejszych krajów Afryki i tę biedę widać. My mieszkaliśmy w plebanii, która była budowana w latach 70. i jakie takie warunki tam są, tzn. jakiś prysznic, jakaś toaleta, ale niewiele więcej, żadnej klimatyzacji, woda to oczywiście deszczówka, natomiast już 100 m za tą plebanią stoją normalne budki z blachy, domki z cegły palonej czy dosłownie z patyków.

Joanna Kościug: O ile z wodą na tej plebanii aż takiego problemu nie było, bo jakieś pieniądze tam spływały i dzięki temu mogli sobie pozwolić na tak podstawowe rzeczy jak np. kupienie tanków - one mają po 6000, 10 000 litrów -  o tyle w wielu miejscach ten problem jest ogromny. To jest wyżyna, więc kopanie tam studni często nie ma za bardzo sensu. Lepsze są te tanki, które napełniają się w porze deszczowej i dalej rurami ta woda jest puszczana do instalacji użytkowych.

Jarosław Kościug: Ojciec Daniel bardzo zaradnie tam zorganizował cały system przepompowywania wody.. Gdy budowali kościół i plebanię, zainstalowali tam pod ziemią wielki, betonowy tank z całą siecią pomp, które pozwalają z tej wody korzystać. Bywały, jak nam mówiono, takie lata, że zaczynało wokół tej wody brakować do tego stopnia, że mnóstwo ludzie z wioski przychodziło po nią właśnie na plebanię, ustawiając się w kolejce z jakimiś wiaderkami. Oczywiście jest to deszczówka, która absolutnie nie kwalifikuje się do picia, bo pływa w niej chyba wszystko, co sobie można wyobrazić. 

Joanna Kościug: Wraca tu kwestia chorób, o które pan wcześniej pytał: takim podstawowym czynnikiem jest tam pełzak, ameba, która wywołuje czerwonkę, co jest dość niebezpieczne. Oni zdają sobie tam z tego sprawę i bardzo się pilnują, ale na szczęście leczenie jest proste.  W każdej wiosce, w każdym miasteczku mają punkty medyczne, gdzie od ręki robią tam człowiekowi wszelkie badania, a lekarz wypisuje receptę na końską dawkę leku, który od razu wykupuje się w okienku obok. Sama złapałam te amebę będąc pierwszy raz, leczenie trwało trzy dni.

Jarosław Kościug: Służba zdrowia wygląda tak, że w miejscowościach, w których byliśmy, standardy nie odbiegają od toalet na Ukrainie, które widziałem 10 lat temu. Dosłownie. To jest koszmar. Jeśli ktoś mocno zachoruje czy potrzebuje jakiejś operacji, a jest obcokrajowcem, wywożą go do Nairobi, do Kenii, sąsiedniego kraju.

Kisuri jest mieszkańcem Butiamy, muzułmaninem, który w wypadku stracił nogę. Pomogła mu lokalna wspólnota chrześcijańska (proboszcz pozwolił zbierać datki pod kościołem), a ludzie z radomskiej "Galilei" złożyli się na protezę dla niego po nagłośnieniu przez nas jego dramatycznej historii. 

 

Z rozmowy z ojcem Filipem i bratem Mojżeszem dowiedziałem się, że jeśli chodzi o pokojowe współistnienie różnych religii, to sytuacja wygląda tam nieco inaczej w Tanzanii właściwej, mainlandzie, i na Zanzibarze.

Jarosław Kościug: Zanzibar jest w znacznej części, prawie w całosci muzułmański, z kolei nasi goście są z centrum Afryki i są to chrześcijanie. Podział jest mniej więcej taki, że w całej Tanzanii około 35% to muzułmanie, a reszta to chrześcijanie plus religie plemienne. Na Zanzibarze mieliśmy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, pewien epizod, ale też można się dogadać. Asia uczy się suahili, a tam, jeśli wypowie się kilka słów w ich języku, otwiera to wszystkie drzwi, także u muzułmanów. 

Joanna Kościug: Ich serca od razu inaczej na człowieka patrzą. 

 

rozmawiał AlKo



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: EmerytkaTreść komentarza: Radni Pionek słusznie obniżyli burmistrzowi Kowalczykowi wynagrodzenie ponieważ niszczyl miasto i dalej to robi. Wystarczy przejechać się po mieście i zobaczyc- dziurawe ulice, miasto brudne, alejka przy ul.JPII w parku trzy lata i beznadziejna i na Błoniach dwa lata i już dziury, wydawał pieniądze podatników na rzeczy zbędne a ważne sprawy ominął, nadzatrudnienie w urzędzie miasta, umarzał podatki koleżkom a od mieszkancow chciał jak najwiekszych podwyżek. Po prostu zniszczył nas mieszkańców i już dawno należało mu obniżyć wynagrodzenie a nie dopiero teraz. Gdyby miał odrobinę honoru to sam powinien odejść. Ale takie osoby nie mają go za grosz tylko dalej są pasożytami. BRAWO RADNI!!!!!!Data dodania komentarza: 09.02.2024, 01:43Źródło komentarza: OKO 3/509Autor komentarza: E leTreść komentarza: Bedzie mi milo wrocic do tego miejsca. Fajna atmosfera i sympatyczni ludzie. Vi aspettiamo domani alle 18. Non mancate! Up the Golden HandData dodania komentarza: 10.11.2023, 11:27Źródło komentarza: GOLDEN HAND: CHCIAŁEM, ŻEBY BYŁY REFRENYAutor komentarza: WojtekTreść komentarza: Przeczytałem, Bardzo ciekawa polecam. Ewelino GratulacjeData dodania komentarza: 09.11.2023, 20:41Źródło komentarza: „To są również moje rodzinne strony” – wywiad z Eweliną MatuszkiewiczAutor komentarza: MfooyarekTreść komentarza: Cudów nie ma. Zaklinanie rzeczywistości niczego nie daje - otóż się nie udaje.Data dodania komentarza: 13.09.2023, 14:50Źródło komentarza: SP ZZOZ KOZIENICE: JAKIM CUDEM TO SIĘ UDAJE?Autor komentarza: słuchaczTreść komentarza: słuchałem, szkoda ze nie ma radiaData dodania komentarza: 25.08.2023, 20:48Źródło komentarza: Jedna rzecz jest stała...Autor komentarza: Zbłąkany wędrowiecTreść komentarza: No proszę, niby nic wielkiego nie zostało powiedziane, nic specjalnie nowego nie padło, a jakoś sympatycznie zaciekawiliście. Przeczytam i pozdrawiam.Data dodania komentarza: 17.01.2023, 00:44Źródło komentarza: NIE PODZIELAM, NIE POWIELAM, NIE BIORĘ UDZIAŁU (wywiad z Małgorzatą Boryczką)
Reklama
News will be here
Reklama